Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

Keine Grenzen

Boże Ciało! Któż z nas nie pamięta rodzinnych wycieczek, zaraz po procesji, za miasto? Całymi rodzinami wybieraliśmy się w plener, na łono natury, bratać się z przyrodą. Czasy się lekko już zmieniły, wycieczki zaraz za miasto nie są już taką atrakcją jak kiedyś, ale attawistyczna chęć wyjazdu została i w tegoroczne święto postanowiliśmy z kolegą pojechać w plener. A konkretnie, to poobcować z przyrodą troszkę inną niż rodzima – zaplanowaliśmy wyjazd do Holandii. Do granicy było fajnie, droga przez autostrade wrocławską szeroka i wygodna, już od samych Gliwic więc tylko oko mrugnęło, a już zameldowaliśmy się w na przejściu w Olszynie. Jako że ponoć jesteśmy w Unii –(i to nie dosc że w Unii – to jeszcze na dodatek Europejskiej) to postanowiłem to sprawdzić – na granicy- która, a jakże stoi i to jeszcze z strażnikami jak zwykle zamiast paszportu okazałem dowód osobisty. I ku mojemu zdumieniu nasza polska WOP-istka z uśmiechem i życząc szerokiej drogi pozwoliła jechać dalej!!!

Nie niepokojeni przez nikogo przejechaliśmy granicę – Polska – Niemcy. Ucieszony tymi nowymi metodami przekraczania granicy zaśpiewałem na cały głos mojemu koledze znany hit roku ubiegłego lansowany uparcie przez Ich Troje - “KEINE GRENZEN” Jeszcze nie doszedłem do końca refrenu, ani nie przejechałem po gościnnej niemieckiej ziemi nawet 500 metrów gdy nagle drogę zajechał mi zielony furgonik firmy GRENSHUTZ z migającym na tylnej szybie napisem w słabo mi znanym języku niemieckim. Zanim zdążyłem odcztać co to za napis zmienił się on na napis w innym języku zagranicznym, który już rozumiem lepiej – napis głosił po angielsku FOLLOW ME co oznaczało że mam za nim jechać. Pomyślałem że raczej ten napis powinien być po polsku, nie jest to wiele pracy a ułatwienie duże – szczególnie na polskiej granicy, ale czy ktoś wymaga ułatwień dla Polaków na polsko-niemieckiej granicy?

Follownąłem za nim i po przejechaniu ok 3km i 2 skrzyżowań znalezliśmy się w ciemnym lesie, na wybetonowanym parkingu, ogrodzonym siatką i drutem i ruch ręki z furgonu kazał nam stanąć na środku. Zatrzymaliśmy się, z furgonu wyszła niemiecka celniczka i dwóch celników. Stanęli po obu stronach auta i usłyszałem znane mi głównie z filmów o Kapitanie Klossie hasło “papiren” - z tym że w Klossie jeszcze często dodawano do tego “bitte”, a tu już nie. Cóż, czasy się zmieniają...

Podałem papiery i zapytałem czy znają angielski, o tak w celu podtrzymania upadającej konwersacji. Jeden powiedział że tak, ale dalej mówił do nas tylko po niemiecku....

- Wohin?

- Do Holandii....

- Po co?

- Wypoczynek...

- Na pewno?

- Na pewno....

W tym czasie drugi wyciągnął z wnętrza zamochodu torbę podróżną kolegi i zapytawszy czyje to kazał wyciągnąć wszystkie jego bagaże na bok, a pozostałe wyrzucić z auta na zewnątrz i zabrał się pracowicie do szczegółowego kontrolowania zawartości – łącznie z kosmetyczką i torbą na bielizne osobistą. Drugi w tym czasie zabrał się za rozbieranie mojego samochodu. Najpierw wziął się za wydzieranie przytwierdzonej dosyć solidnie wykładziny podłogowej. Nie szło mu najlepiej więc przywołał mnie ruchem ręki i pokazał : Du, wydzierać tą listwę z podłogi!

Pokiwałem przecząco glową i powiedziałem że niestety, nie jestem mechanikiem , nie znam się na tym, mogę coś uszkodzić...

Pomruczał coś, ponarzekał, ale do dalszej rozbiórki zabrał się sam. Wydarł tą wykładzinę i z latarą przyglądał się wszystkim spawom i szczelinom w podłodze. Zrobiło mi się żal, że nie mam odkurzacza, bo na niej było sporo brudu, a następna okazja na jej odkurzenie to pewnie przy kolejnym przekraczaniu niemieckiej granicy. Ale nic to, jak mawiał Wołodyjowski, czekamy dalej. Drugi celnik skończył przegląd rzeczy kumpla i wczołgał się pod auto opukując i ostukując go z narosłych brudów i rdzy. W tym czasie pierwszy zaczął wydzierać tapicerkę i nagle słyszę jego okrzyk: “Was ist das????” - i pokazuje na leżacy pod tapicerką czarny, zafoliowany obustronnie wypełniony czymś worek. “Ich weisse nicht..” -wybąkałem i gdyby to był żołnierz radziecki to w jego oczach ujrzałbym urok Syberii, a tak to tylko zobaczyłem nieme pytanie czy będzie mi się podobalo w kamieniołomach dolnej Saksonii. Zebrano do kupy wszystkich trzech celników, i przy wsparciu kamery komisyjnie rozerwano rzeczony worek. A ze środka wysypały się jakieś trociny i ani śladu daremnie wypatrywanych konopii z państwa Indie...  Wiec rozerwany worek wepchnieto pod tapicerkę z powrotem, wyłączono kamerę i zabrano się za wypompowywanie próbki płynu ze zbiornika spryskiwacza. Kiedy i to nie dało efektu to zapytał mnie jeden z nich: Hast du geld? Nie bardzo sobie przypominam, abym przechodził z nim na “ty” ale mój język niemiecki jest zbyt słaby do polemiki o różnicach gramatycznych pomiędzy “du” a “Sie”, więc powiedziałem że mam. Na krótkie szczeknięcie “Wie viel?” odpowiedziałem że 17 setek euro i zażartowałem, że przy oszczędnym trybie życia na cztery dni wystarczy. Ale żart nie spodobał się najwyraźniej, bo zabrał mi te pieniądze, kazał stać obok i ostentacyjnie przeglądał banknot po banknocie, zginając, prostując, sprawdzając pod światło, wszystko, niezależnie czy to dziesiątka czy sto euro.

 

Po czem oddał mi te pieniądze, kazał spakować rzeczy do nauta i zakomenderował: “Ausfaren” i już sią nami przestali intersować....

Odjechaliśmy w dalszą drogę, ja usiłowałem dalej nucić KEINE GRENZEN, ale jakoś nie mogłem przypomnieć sobie melodii...

 

Po całej historii zostały mi dwie rzeczy: wspomnienie jak to można w sposób jasny, klarowny i dobitny pokazać Polakowi gdzie jest w Unii jego miejsce i pęknięta na pół w trakcie przeszukiwania boczna plastikowa tapicerka......(no i oczywiście jeszcze rozerwany i wsadzony pod tapicerkę worek foliowy niewiadomego przeznaczenia)

stat