Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • słoniotaxi w indiach
    słoniotaxi w indiach
  • kawałek okienka z ażurku marmurowego
    kawałek okienka z ażurku marmurowego
  • sciana z luster, a kiedys była z kamieni szalchetnych...
    sciana z luster, a kiedys była z kamieni szalchetnych...
  • sciana z lusterek
    sciana z lusterek
  • waza ze srebra, do wożenia wody z Gangesu
    waza ze srebra, do wożenia wody z Gangesu

czy jestem Finem?

To już ostatni dzień w Indiach. Jesteśmy w Jaipurze. Jemy śniadanko, a nasz kelner jakiś dziwny jest…  Pyta czy jestem Finem… Odpowiadam mu ze jestem Polakiem.. A po chwili ten znowu swoje, czy jestem Finem… Co on się tak na tego Fina uparł? …   

I jeszcze nie dość że uparty to jeszcze jest leniwy, bo nie chce sprzątnąć zastawy… Pewnie nie lubi Polaków- domyślam się …. 

I zgadłem! –Postanowiłem go wziąć fortelem, bo kiedy kolejny raz zapytał :

 Are You Finish?  -

przyznałem: Yes, I’m Finish!!!! 

- pomogło, bo ten miłośnik Skandynawów sprzątnął mój stolik…

 

Potem pojechaliśmy do Fortu Amber. Rezydencja, a zarazem forteca jakiegoś maharadży o niemożliwym do wymówienia nazwisku. Ale i tak na pewno go zapamiętamy jako Faceta Który O Odchudzaniu Niewiele Wiedział… Gostek ważył ponad 300 kg i miał trochę żon (cos około 30-stu) i z ogólnej ich liczby w ramach spełniania powinności małżeńskich zagniótł na placek 22 sztuki, a jeszcze 3 zeszły z tego świata później następstwem zgniecenia…. Jakby nie patrzyć to 83% jego żon odeszło śmiercią tragiczną…

Nietrudno mi sobie tego gościa wyobrazić, chyba przypomina słonia, a tego to nie muszę sobie właściwie wyobrażać, bo oto mamy takim zwierzęciem na ten fort wyjechać… U stóp wzgórza, na którym jest ta forteca znajduje się przystanek słonio-taxi -podwyższenie gdzie się wsiada na słonie. Taka rampa załadowcza. Słoń podchodzi, włazi się na niego i jaaaazda. Znaczy to inni robią jaaaazda, bo kolejka do słoni tak jak nie przymierzając właśnie po słoninę w stanie wojennym. A nawet gorsza, bo z dzieckiem na ręku bez kolejki nie wpuszczają, chociaż Walenty już się przygotowywał aby mnie jako przysposobionego przedstawić i na ręce zabrać

. Koniec końców jedziemy jeepami. Oczywiście pakujemy się jak śledzie. Siedzę ściśnięty w szoferce willysa pomiędzy jedną z koleżanek (no, nie żebym narzekał), a kościstym indyjskim kierowcą (o, to powód mojego niezadowolenia) .  Ale opłacało się mieć łokieć chudzielca pod żebrem, bo to na szczycie czekał nas wspaniały kawał precyzyjnej architektury… Precyzyjne rzeźby w kamieniu i to co zostało po szlachetnych kamieniach…  Bo kamienie szlachetne które zdobiły ściany zostały już dawno wydłubane i rozgrabione, a teraz miejsce po nich zostało wypełnione kawałkami lusterek. Nawet nie sposób sobie wyobrazić tych ścian w klejnotach, skoro w zwykłych lusterkach i tak robią przeogromne wrażenie…

Nie mniejsze wrażenie robią dzbanki na wodę. Nie są to zwykłe dzbanki. Nawet nie dzbany. Lepiej nazwijmy to dzbaniszcza…. Bo tutejszy maharadża miał bzika religijnego i jako czysta uznawał jedynie wodę z Gangesu (Hmmm, trochę się do dziś zmieniło) i jak jechał do Londynu na przejażdżkę to obstalował sobie 2 srebrne dzbanki półtora raza większe ode mnie i po napełnieniu ich gangesianką pojechał w podróż. Stoją one do dziś na dziedzińcu, wypolerowane do połysku i służą jako krzywe zwierciadła do przeglądania się…

 

I to już w praktyce koniec zwiedzania Indii, wracamy do Delhi. Chwilę grozy przeżywam, gdy nagle w czasie jazdy w naszym autokarze odzywa się dzwonek, i dzwoni nieprzerwanie  sygnalizując awarię jakiegoś mechanizmu. Jestem przerażony, bo wydaje mi się, że to sygnalizacja niedomknięcia luku bagażowego, a moja walizka leży przecież z samego kraju… Przewodnik widząc moją przerażoną minę zapytowuje kierowcę o powód alarmu i uspokaja mnie, że to tylko niedostatek płynu hamulcowego, ale to nic groźnego, bo bez hamulców też można jechać…

 

stat